Jeseniki na szosie / gravelu - oczywiście, że nieoczywiste!

Jeseniki. Potencjalnie najfajniejsze miejsce na szosowe i gravelowe urlopy.

Drukuj

Właściwie powinniśmy pisać “Jesioniki”, bo tak brzmi polska nazwa, ale utarło się Jeseniki, więc niech tak już zostanie. Ta nazwa odnosi się właściwie do kilku masywów składających się na wschodnią część Sudetów, właściwie od Ostravy, aż do granicy Kotliny Kłodzkiej. Z jakiegoś powodu są one bardzo często wybierane jako cel rowerowych podróży, ale co czyni je tak znakomitą przestrzenią dla naszych celów? Sprawdźmy!

 

 

Po pierwsze Jeseniki leżą w Czechach. To właściwie dla takiego czechofila, jak ja, jest powód ultymatywny, żeby to miejsce kochać miłością absolutną. Ale możliwe, że ktoś o zdrowszym podejściu do spraw międzynarodowych będzie potrzebować więcej argumentów.

Korzystając z umownego progu, który oddziela lekkie góry, od imponujących gór, ustawionego na minimum 2000 metrów podjazdów na każde 100 km trasy, te góry są imponujące. Są też męczące, bo zwykle nie są to strome podjazdy i o ile raz w życiu warto wjechać na Pradziada - o czym za chwilę - o tyle ja uważam, że raz wystarczy i zwykle ten sobie odpuszczam, albo celowo nie kończę go, żeby mu nie dać satysfakcji ;) Rzecz jasna znajdziemy w Jesenikach sporo drobnych, czasami ślepych ścianek, na których dwucyfrowe wartości procentowe zaczynają się dwójką. Dlatego choć szosa jest - według mnie - naturalnym wyborem w te góry, to ja lubię je zwiedzać na gravelu. I tu jest bardzo ważny powód - w lasach jest masa asfaltowych dojazdów dla maszyn leśnych. Są one niestety często w tragicznym stanie, ale na gravela - są znakomite. Podobnie jak szutrowe dojazdy pożarowe. Na koniec warto wspomnieć o bardzo dobrych oznaczeniach szlaków rowerowych (małe, żółte tabliczki), choć czasami są one oznaczone jako rowerowe, a z trudem się po nich idzie, ale to naprawde odosobnione przypadki.

 
 

Klasyczna pętla dla Jeseników na szosę czy gravela zaczyna się w Zlatych Horach i prowadzi przez pierwszą ciekawą ściankę - podjazd w Heřmanovicach, z której wpada się do Vrbna pod Pradědem. Wpada nie tak od razu, bo po drodze mamy oczywiście cały czas piękne widoki, drobniejsze podjazdy i solidne, szybkie zjazdy - piękne widoki to tutaj norma, więc oszczędzę sobie homeryckich opisów przyrody. Chociaż w Heřmanovicach… a nie, ugryzę się w klawiaturę. Po prostu widok jest tam piękny, kiedy patrzy się w stronę doliny zamkniętej przez masyw Biskupiej Kopy. Z Vrbna zaczyna się oficjalnie na Stravie segment do samego szczytu Pradziadzia, który łącznie ma grubo ponad 900 m czystego podjazdu. Jeśli chcesz być wysoko na tablicy wyników, to szkoda, bo przelecisz przez uzdrowisko Karlova Studánka jak pocisk, nie zauważysz jego drewnianej architektury, nie uzupełnisz bidonów znakomitą, lecz dość śmierdzącą wodą ze zdroju przy ulicy. Drugi ważny segment zaczyna się przy szlabanie Parkoviště Hvězda. Podjazd jest nie bardzo stromy (około 8%) i w znacznej części pozbawiony widoków czy spektakularnych zakrętów. Dopiero ostatnie 2 km prowadzą na szczyt po otwartej przestrzeni i tuż przed szczytem chwilowo staje się dość stromy (około 14%). Na szczycie stoi spektakularna konstrukcja, jakich pełno na czeskich szczytach gór. Ten obiekt niestety nie odniósł takiego sukcesu, jak jego kuzyn na szczycie góry Jeszted, choć wierzchołek anteny jest najwyższym punktem w Czechach. Powrót w dół jest dość niebezpieczny, bowiem na drodze bywa tłoczno i trzeba uważać na pojazdy, które falami są wpuszczane na górny parking, a brak zakrętów potrafi niektórych ośmielić z prędkościami zjazdu. Może dlatego warto wcześniej uzupełnić spalone kalorie w jednej z restauracji przy górnym parkingu lub na samym szczycie. Dalsza droga prowadzi do Rýmařova, i mamy z niej piękny widok na najwyższy szczyt Jeseników. Jest kręta, wąska i zafunduje jeszcze dwa podjazdy. Aż do Rapotina trzeba jechać “krajówką”, ale mimo sporego ruchu jedzie się po niej komfortowo, częściowo jest tam asfaltowa ścieżka rowerowa, z której mamy obowiązek korzystać.

 

Jadąc przez ładne wsie, polany, drobniejsze podjazdy i zjazdy dotrzemy do Loučná nad Desnou, gdzie czeka na rowerzystów potrójna artakcja. Pierwsza to leśny podjazd pod górny zbiornik elektrowni szczytowo - pompowej Dlouhe Strane. Ważne, żeby podjeżdżać właśnie od od parkingu, bowiem droga na górę jest dość stroma (średnio garmin pokazywał około 11%) i po kiepskiej nawierzchni, ale za to bez innych pojazdów. Widoków nie ma, ale jest las, więc jeśli będziecie tam w miesiącach letnich, upał nie będzie dokuczać. Widoki na górze są spektakularne, szczególnie nad samym sztucznym zbiornikiem z panoramą na Pradziada. Droga w dół prowadzi już pięknym asfaltem, gdzie także może być spory ruch ludzi na hulajnogach, ci bowiem są wywożeni wyciągiem z kurortu Kouty nad Desnou. Sam zjazd jest szybki i przyjemny. Zaraz po nim czeka kolejny spektakularny podjazd - Červenohorské sedlo. Blisko 10 nawrotek, spore przewyższenie i patelnie jak w Alpach, tylko lepsze i pełne motocyklistów, którzy ściągają w to miejsce z bardzo daleka licząc, że obudzą w sobie geny Valentino Rossiego. Na szczycie przełęczy również są restauracje z typowym “turystycznym” menu. 

 
 

Zjazd w kierunku Jesenika mógłby już zapowiadać koniec podjazdów, lecz w tej wersji pętli czeka jeszcze przejazd przez Rejviz. Chwilę po zjechaniu z drogi 44 w drogę 453 jest zadanie z gwiazdką - podjazd pod Chatę Svornost - 900 metrów o średnim nachyleniu 14,7%. Dalszy podjazd jest super przyjemny, z najwyżej jednym punktem widokowym, ale oczy pękają na rozległym płaskowyżu. Rejviz to piękna część Zlatych Hor, z niesamowitą drewnianą zabudową, restauracjami i doskonałymi punktami wypadowymi na wycieczki piesze i rowerowe (MTB, gravel). Na jej szczyt prowadzi kilka dróg i kiedyś udało nam się podjechać z każdej strony, przez co na niewielkim obszarze zrobiliśmy około 100 km i ponad 2000 metrów w pionie. Dodatkowo całkiem niedawno ta część gór została niemal doszczętnie pozbawiona lasów z powodu zainfekowania drzew pasożytami, ale przez najbliższe kilka lat można tam podziwiać niesamowite, rozległe widoki na pozostałe partie gór. Z miejsc szczególnych polecam restaurację Rejviz z rzeźbionymi oparciami krzeseł i naprawdę dobrą kuchnią, a także odwiedzenie czarnych wód rzeki Opavy wypływającej z torfowisk.

 

Pętla kończy się na ulicy Polskiej w Zlatych Horach i jest to dobre miejsce, żeby zaopatrzyć się w czeskie słodycze czy piwa do domu. Oczywiście, jeśli się do domu wraca, bo baza noclegowa po czeskiej i polskiej stronie jest w tym miejscu bardzo rozbudowana i zachęcająca do pozostania na przynajmniej kilka dni.

Na mapach bowiem możecie odkryć nieskończoną sieć (polecam mapy.cz) leśnych duktów, o których pisałem we wstępie, które mogą wybitnie skrócić podróż między takimi punktami, jak Rejviz, Pradziad i Červenohorské sedlo. Oczywiście skrócą ją odległościowo - czasowo też, ale już nie tak bardzo ;)

 

 

 

Gravel natomiast będzie super, żeby poruszać się wokół i na Rejvizie - w lasach czekają uroczyska, pomniki wojenne, wszechobecne bunkry należące do Československé opevnění - gigantycznej sieci obronnej wzniesionej tuż przed zajęciem Czechosłowacji przez nazistów.

 

 
 

 

Moje ulubione tereny rozciągają się od Zlatych Hor w kierunku wschodnim, kilkukrotnie przecinając granicę państw w kierunku na Krnov, który sam w sobie jest piękny i warto odwiedzenia, lecz jednej rzeczy tam nie wolno. Otóż nie wolno pominąć podjazdu ze wsi Krásné Loučky przez Staré Purkartice i z nich zjazd w kierunku drogi 452, gdzie można udać się do Město Albrechtice i kolejnym podjazd wrócić do Heřmanovic albo Petrovic. Najlepiej się tam zgubić i kręcić ile wlezie, bo dzięki kornikowi, to najbardziej spektakularny punkt widokowy na Jeseniki. Szczególnie jesienią (czyli w obecnych warunkach w drugiej połowie października) ta trasa jest wręcz niewiarygodna. Jest też bardzo zniszczona nawierzchnia, a z szczycie podjazdu dochodzą jeszcze do wyboru drogi szutrowe. Ja jeździłem tam nawet na aluminiowej szosie i da się, jednak gravel otwiera tam nowy kosmos jesenickich doznań.

 

 
 

 

 

Teoretycznie powinienem jeszcze zawrzeć w tym artykule opis wschodniego skrawka Sudetów - gór, z których wypływa rzeka Odra, ale to jest tak rozległy i piękny obszar, że tylko zaznaczę jego obecność z dziennikarskiego obowiązku. Dokładniej opiszę go przy innej okazji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, byście włączyli ten obszar do swoich planów, jeśli chcecie spędzić kilkudniowy urlop w tym regionie. Tereny przygraniczne również, między Prudnikiem, ślicznym Głogówkiem, Głubczycami i Opavą - to wszystko jest w zasięgu roweru, kiedy za bazę przyjmie się Zlate Hory, Głuchołazy, Pokrzywną i pobliskie miejscowości.